reni jusis i jej partner
Producer – Mic Microphone, Reni Jusis Notes Track #1 consists of the Extended Version of the song and an excerpt from its Happy Hour People Remix (both versions available in full on the Magnes CD single).
“Ja Pas!” to jeden z najbardziej znanych, solowych utworów Nosowskiej. Ukazał się w 2018 roku i od tamtej pory zebrał prawie 5,5 mln wyświetleń w serwisie Yo
Utwór pochodzi z płyty „Bang!”Posłuchaj/Kup album: https://SonyMusicPoland.lnk.to/BANG RENI JUSIS - DELTA - produced by STENDEKVIDEO PROMUJĄCE KLUBOWĄ TRASĘ
Reni Jusis: La rua Madureira (Video 2021) cast and crew credits, including actors, actresses, directors, writers and more. Menu. Movies. Release Calendar Top 250
Bejbi Siter Lyrics: Mówią: zła, zła, zła / Bo czarnego kota ma / Mówią: dobra ja / Bo sprzątnęła kupę psa / Mówią: Bejbi Siter, kuchta / Mówią: w oczach to rozpusta / Ma
nonton film ip man 4 full movie 2020. Reni Jusis pożegnała się z nami sześć lat temu płytą zupełnie inna niż jej wcześniejsze dokonania – akustyczną, nastrojową, poetycką. Można więc było spodziewać się, że jeśli kiedyś wróci do śpiewania, to właśnie z piosenkami w stylu "Iluzjonu". Z drugiej strony jednak, w tym samym czasie, jej mąż, Tomek Makowiecki, przeżył radykalne nawrócenie z gitarowego grania na elektroniczne brzmienia. To, że w domu piosenkarskiej pary w ostatnich latach rozbrzmiewały zapewne takie dźwięki, nie pozostało bez wpływu na oblicze pierwszej płyty Reni po jej powrocie do muzyki. Za namową jednego z członków jej zespołu, wokalistka podjęła współpracę z młodym producentem z trójmiejskiej sceny klubowej, znanym pod pseudonimem Stendek. Reprezentantem starszej generacji wśród współpracowników artystki okazał się Bunio z Dick4Dick, spod którego pióra wyszedł promujący album utwór "Bejbi Siter". Ten rozbuchany electro-pop zilustrowany dowcipnym teledyskiem idealnie wprowadza w nastrój zestawu. Okazuje się bowiem, że jego tytuł jest jak najbardziej adekwatny. To naprawdę wielkie "Bang!" – które zostaje rozpisane na jedenaście niekonwencjonalnych nagrań, zaskakujących nowoczesną muzyką i zaangażowanymi tekstami. Reni idzie bowiem tropem najlepszych tradycji zachodniego (ale też polskiego) popu – tworząc piosenki, które swymi aranżacjami i tekstami mówią o tym, co dzieje się konkretnie tu i teraz. Za sprawą Stendeka sporą część materiału wypełnia zawadiacki UK garage o mocno zbasowanym brzmieniu wywiedzionym wprost z zadymionych klubów Londynu. Jeszcze żadna polska piosenkarka popowa nie śpiewała (czy raczej nie rymowała) do takich rytmów jak Reni w "Zostaw wiadomość" czy „Po kolana w mule". Mało tego – w pewnym momencie Stendek zwalnia i muzyka nabiera ciężaru abstrakcyjnego dubstepu, co idealnie współgra z niepokojącą melodeklamacją wokalistki w "Bilecie wstępu". To nie koniec zaskoczeń. "Kęs" uwodzi balladowym tonem, przypominając zmysłowe piosenki Sebastiana Telliera (i ostatnie dokonania Tomka Makowieckiego), pokazując jak w pomysłowy sposób można wykorzystać wokoder. W „Koniec końców” z kolei dostajemy alternatywne R&B, łączące stylowo sprężyste bity z rozmarzonym śpiewem. Najbardziej popowy charakter mają natomiast dwie piosenki wieńczące album – "Zombi świat" i "Na skróty tęcza". Pierwsza to urokliwe disco z przekornym tekstem, a druga – eteryczny synth-pop, chyba najbliższy temu, co zapamiętaliśmy z dawnych płyt Reni. "Bang" eksploduje z hukiem – i objawia weterankę polskiej sceny klubowej jako wyjątkowo odważną artystkę. Pewnie najłatwiej byłoby jej przygotować na powrót drugą część "Transmisji" albo może nawet wspomnianego "Iluzjonu". Tymczasem "dzielna z Mielna" (tak kiedyś o niej mówiono) pokazała, że nie chce odcinać kuponów od przeszłości. Jej nowy album to dzieło na wskroś nowoczesne, wręcz momentami pionierskie na polskiej scenie muzycznej, nie w każdym momencie przystępne, śmiało stające okoniem w poprzek oczekiwań słuchacza. Cóż – jak się ma kochającego męża i dwójkę wspaniałych dzieci, można wszystko! (8/10)
Choć przez 11 lat Reni Jusis i Tomek Makowiecki sprawiali wrażenie jednego z najbardziej udanych małżeństw w polskim show biznesie, okazało się, że i ten związek nie przetrwał próby czasu. Piosenkarce i jej o 8 lat młodszemu partnerowi nie udało się pokonać poważnego kryzysu, który według Kuby Wojewódzkiego mógł mieć swoje podłoże w niekonwencjonalnym podejściu Makowieckiego do gdy Tomek znalazł ukojenie u boku nowej ukochanej, Reni zdecydowała się pójść w nieco innym kierunku. 45-latka nerwy związane z rozwodem postanowiła ukoić poprzez *taniec. W efekcie artystka wystąpi w 23. (a 10. na antenie Polsatu)* edycji Tańca z Gwiazdami. W czwartek wokalistka opublikowała zdjęcie ze swoim tanecznym partnerem. Okazuje się, że swoją formę i gibkość zaprezentuje u boku Michaela Stetsyuka:W jubileuszowej 10. edycji "Tańca z Gwiazdami" zatańczę z Michaelem Stetsyukiem, dla przyjaciół Misza. Jestem przeszczęśliwa, że tak utalentowany i cierpliwy gentelman będzie towarzyszył mi w tej przygodzie - pisze podekscytowana Reni pod ich wspólną artystki nie szczędzili komplementów pod jej najnowszą instagramową publikacją:"Świetnie razem wyglądacie! Powodzenia i bawcie się dobrze!", "Super, pasujecie do siebie!", "Trzymam kciuki!" - z Białorusi Misza swoją przygodę z tańcem zaczął w wieku 10 lat. Świetnie czuje się w tańcu towarzyskim i latynoamerykańskim. Nie ukrywa, że jest bardzo ambitny i chce zdobyć Kryształową dużo osiągnięć na swoim koncie, a teraz zamierzam wygrać "Taniec z Gwiazdami" - da się nie zauważyć, że Misza jest też bardzo atrakcyjnym mężczyzną. Będziecie im kibicować?Oceń jakość naszego artykułu:Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze bank będą chcieli " na nowo wyzwolić " w niej kobietę... biedną po rozwodzie... Jak Rusinowa... żenada:DPolsat liczy na romans i wzrost oglądalnościMoże coś o Nie każdy ogląda Rolnika itdNajnowsze komentarze (85)Przystojniak a i ona kwitnieNie widzę jej w tańcu nadrobić zaległości i uzupełnić konto, ale niech sie skupi na tańcu, bo jej poglady dotyczące odstąpienia od obowiązkowych szczepień dzieci tylko narobily wygra Kurdej lub jej mąż > w przypadku Reni to będzie romans, który będzie się rozkręcał - szybko nie odpadnąPowinna. zmienic fryzjera - fryzura kt ma ja szpeci A poza tym jest b mila i sympatyczna i wzbudza pozytywne. emocjePolsat lubi promować i użalac się nad ofiarami może będzie moczenie kijanom dali jej faceta w jej typie liczo na röchankoonom dali jej faceta w jej typie liczo na röchankooNa festiwalu w Sopocie była dobrze ubrana ale tak fałszowała że uszy upadła tak nisko żeby w tym występować?Tzg tez będzie jej lekarstwem na rozstanie Niech się jej wiedzie jak tadli po tzg
Reni Jusis w żałobie. Artystka na swoim Instagramie dodała post, w którym poinformowała, że odszedł jej ukochany tata. Piosenkarka nie ma w swoim zwyczaju dzieleniem się życiem prywatnym, jednak teraz postanowiła zrobić wyjątek. Reni Jusis jest artystką, która na polskiej scenie muzycznej istnieje już od wielu lat. Jej utwór „Zakręcona” znają niemal wszyscy. Trzeba również podkreślić, że Rani jest jedną z tych znanych osób, które niechętnie dzielą się swoim życiem prywatnym w mediach społecznościowych. Nie zobaczymy tam jej prywatnych fotografii, a jedynie te, które dotyczą jej życia zawodowego. Nie da się ukryć, że jest to rzadkość, jeżeli chodzi o znane i lubiane osoby, których życie możemy śledzić na Instagramie. Tak samo było w kwietniu zeszłego roku, kiedy Jusis rozwiodła się z Tomaszem Makowieckim. Jedynie media dotarły do tej informacji z jej życia prywatnego i ani ona, ani jej były mąż nie skomentowali tej sprawy. Wszystko odbyło się po cichu i bez publicznego prania brudów, za co bez wątpienia należą się im wielkie brawa. Niejednokrotnie byliśmy świadkami wzajemnych oskarżeń, które padały w mediach podczas rozwodów gwiazd. Niemniej jednak tym razem artystka zrobiła wyjątek i pokazała wzruszające zdjęcie. Okazuje się, że odszedł jej ukochany tata. Na jej profilu w mediach społecznościowych pojawiło się poruszające zdjęcie, pod którym pojawiły się setki kondolencji. Reni Jusis w żałobie. Na Instagramie Reni możemy zobaczyć zdjęcie sprzed lat. Mała dziewczynka w lokowanych, blond włosach daje całusa ukochanemu tacie. Piosenkarka skomentowała krótko post, jednak wyraża on więcej niż tysiąc słów: „Żegnaj TatoCzesław Jusis1940-2020” Czesław Jusis odszedł w wieku 80 lat. Pod postem Reni pojawiło się mnóstwo kondolencji. Nie da się ukryć, że jest to smutna wiadomość, która poruszyła wiele serc, tym bardziej że już za kilka dni będziemy obchodzić Boże również składamy Rani najszczersze kondolencje. Dodatkowo życzymy jej dużo siły i wytrwałości w tym niełatwym dla niej czasie.
Po siedmioletniej przerwie Reni Jusis powróciła z nową płytą. Nie lubi pytań o to, co ją w tym czasie ominęło, bo nie czuje, by coś poświęcała. Zaczęła nagrywać, gdy presja odpuściła. Nazywa ten proces entuzjastycznym, choć przyznaje, że sama nie jest łatwa we współpracy. Przy okazji rozmawiamy też o techno w Mielnie, o włóczeniu się po klubach, o wegańskich food truckach, ekologicznych festiwalach i poszerzaniu świadomości „Pamiętam, jak pierwszy raz występowałam na festiwalu w Opolu i Andrzej Krzywy z De Mono zapytał mnie: „jak ty się uchowałaś w tym Mielnie?”” / fot. Zosia Zija & Jacek Pióro/ Sony Music Kaśka Paluch: Jesteś z Mielna, a nadmorskie miejscowości w letnim okresie dyktują trendy muzyczne i to właśnie tam ważą się losy hitów lata. Jaka muzyka dominowała na mieście, kiedy tam dorastałaś? Reni Jusis: Chyba techno. Ale techno czy „techno”? Reni Jusis: Wyobraź sobie, kto w tamtych czasach latem był bywalcem Mielna. Młodzież, często w samochodach, które mają podwozie podświetlone na ultrafioletowo… W Mielnie można często posłuchać muzyki z otwartych okien pędzących samochodów lub tych stojących w korkach. Albo wieczorem w dyskotekach, i to nie są jakieś wielce wyszukane propozycje. Pamiętam, jak pierwszy raz występowałam na festiwalu w Opolu i Andrzej Krzywy z De Mono zapytał mnie: „jak ty się uchowałaś w tym Mielnie?” (śmiech). Więc on chyba też miał takie wrażenie, że tam dominuje bardzo popularna muzyka. I może to lepiej, że techno, a nie disco polo. Natomiast dziś słychać tam dużo tanecznej muzyki, oldschoolowej, to nadal jest bardzo inspirujące. Na mnie jednak większy wpływ musiała mieć muzyka klasyczna, z którą miałam do czynienia w szkole muzycznej w Koszalinie, i MTV, które było moim oknem na świat. Techno, muzyka klasyczna i MTV. Niezły miks. Reni Jusis: W MTV królował głównie hip-hop i rock. Ten hip-hop mnie wtedy ujmował, fascynował. Moje szkolne lata upłynęły w rytmie oldschoolowego hip-hopu miksowanego z jazzem, bo to były lata 90. Później jeszcze udało mi się odwiedzić Michała Urbaniaka w Nowym Jorku, mieszkałam u niego przez miesiąc i praktycznie wszystkie pieniądze wydałam na płyty, głównie acidjazzowe. Duży wpływ na muzyczne ukształtowanie młodego człowieka ma też to, czego słucha się w jego domu. „ Odkryłam, że gitarowa muzyka barokowa bardzo szybko usypia dzieci. Muzycznie nie było mi potrzeba nic więcej.” / fot. Zosia Zija & Jacek Pióro/ Sony Music Reni Jusis: Rzeczywiście, moje dzieci słuchają tego, co ja, czyli np. Tame Impala, śpiewają tematy z Kraftwerk. Natomiast przez pierwsze cztery lata, kiedy się dzieci pojawiły, słuchałam przede wszystkim muzyki klasycznej. Potrzebowałam odcięcia się od natłoku muzyki, bo poczułam się zmęczona. Wtedy odkryłam, że gitarowa muzyka barokowa bardzo szybko usypia dzieci. Muzycznie nie było mi potrzeba nic więcej. Mam takie poczucie, że dzieciaki też mają prawo same decydować o tym, co im się podoba w muzyce. Niekoniecznie musi być to coś, co podoba się nam. Mówię o tym, co usłyszą gdzieś w przelocie, w sklepie. Przypuszczam, że one nas niedługo zaskoczą i przyniosą płytę, która nas zupełnie nie będzie interesowała, ale będzie ciekawa w ich środowisku. Faktycznie bardzo często jednak to, czego dziś słuchamy, jest zasługą naszego starszego rodzeństwa czy kuzynostwa albo rodziców. Ja Republikę poznałam dzięki moim dwóm starszym kuzynom. Mam przyjaciół, których rodzice mieli ogromne kolekcje jazzowych winyli, i ci ludzie operują tymi wszystkimi tytułami zupełnie naturalnie. Mój starszy brat konfiskował mi przyniesione z podstawówki kasety, które uważał za obciachowe, i wymieniał na lepszą muzykę. (Śmiech) Byłabyś do tego zdolna? Reni Jusis: Nie, każdy musi swoją drogę sam przejść. I od wielu rzeczy nie da się uciec. Ja w szkole muzycznej słuchałam wielkich dzieł najsłynniejszych kompozytorów, ale w domu i tak grałam utwory, które słyszałam na Liście Przebojów „Trójki”. Jestem absolutnie za wolnością, wolnym wyborem. Czy w najnowszych wywiadach najpopularniejszym pytaniem jest: co robiłaś, jak cię nie było przez te siedem lat? Reni Jusis: Chyba tak, co jest zrozumiałe, chociaż to pytanie jest retoryczne, bo przecież wszyscy wiedzą, co robiłam przez ten czas – siedziałam w domu z dzieciakami, zaczynałam nowe życie. Kolejna rzecz, która wszystkich nurtuje, to czy przez ten czas tęskniłam za muzyką. Osoby, które mają dzieci, wierzą, że taki czas może minąć jak z bicza strzelił. Dla innych to jest szmat czasu i trudnym wydaje się zapomnieć o swojej pasji. Bardzo nie lubię stwierdzenia, że „coś mnie ominęło”, bo ono zakłada, że coś poświęciłam. Pamiętam wywiad z Vanessą Paradis we Francji, w jakimś popularnym wieczornym talk-show. Dziennikarz zapytał ją, czy nie żałuje, że odkąd zdecydowała się na macierzyństwo, ominęło ją parę ról. I ona wtedy wyszła ze studia. Myślę, że nie da się wytłumaczyć tego, co czuje matka, która ma frajdę z wychowania dzieciaków czy chociażby edukacji domowej. To trzeba przeżyć. Ten czas minął mi bardzo szybko, ale ponieważ przed urlopem macierzyńskim żyłam zawodowo dosyć intensywnie, to też miałam potrzebę regeneracji sił i poczucie, że nie można być całe życie kreatywnym i ścigać się cały czas ze sobą. Źródło: YouTube / ReniJusisVEVO Ludzie coraz częściej dochodzą do takich wniosków, tzw. gap year jest dość popularnym zjawiskiem. Reni Jusis: Słyszałam kilka takich historii, że np. nauczyciele w Niemczech i Francji przez cztery lata pracują, a później mają roczny płatny urlop, podczas którego muszą zrobić kurs z przedmiotu, którego nie wykładają. Jest to czas na ich samorozwój, samodoskonalenie, regenerację przed kolejnymi czterema latami pracy. Albo o grupie biznesmenów, którzy raz na jakiś czas na znak tego, że zmieniają swoje życie, przekładają zegarek z jednej ręki na drugą. Z przyzwyczajenia patrzą na nadgarstek, na którym zegarka już nie ma. W tym czasie bez czasu zostają np. rybakami, stolarzami… Więc podświadomie ja też czułam, że chcę zrobić coś zupełnie innego. Ale nie kalkulowałam tego, nie nastawiałam się na konkretny termin. Największą presję wydawców czy publiczności czułam przez pierwsze dwa, trzy lata. Później odpuścili i ja odpuściłam, poczułam się wolna. Dlatego nową płytę mogłam nagrać w poczuciu, że mogę wszystko, nikt o tym nie wie, nikt na to nie czeka, więc mam totalną wolność artystyczną. Poczucie czasu jest, co zupełnie zrozumiałe, subiektywne i zależy od punktu widzenia. Ale to, co jest obiektywne, to rozwój muzyki. Taneczna elektronika jest chyba najbardziej dynamicznie zmieniającym się gatunkiem, przez te siedem lat powstało wiele nowych stylistyk. Śledziłaś to na bieżąco czy przystępując do płyty, nadrabiałaś szybko zaległości? Reni Jusis: Choć trochę się odsunęłam od śledzenia muzyki na bieżąco, to nie zniknęłam totalnie, nie żyłam na bezludnej wyspie. Mój mąż też w tym czasie wydał płytę, więc chcąc nie chcąc, obserwowałam to, co się dzieje na rynku. Mąż też ciągle pokazuje mi nowe rzeczy, choć mamy trochę inne gusta muzyczne. Moi przyjaciele też dokonują selekcji. Ale nie sposób dziś schować się przed nową muzyką. Mniej aktywnie więc, ale cały czas obserwowałam te zmiany. Powiedziałaś kiedyś, że zdajesz sobie sprawę z tego, że w pewnym sensie zaczynasz od nowa. Pozwalałaś na to, by producenci, z którymi nawiązałaś w studio współpracę, pełnili też rolę edukatorów, bo byli bardziej na bieżąco, bliżej sceny? Reni Jusis: Mam raczej dominujący charakter i nie jestem łatwa we współpracy. Staram się natomiast zawsze traktować współpracowników partnersko, szybko jednak artykułuję granice. Uważam, że kompetencje należy ustalić z góry, na początku. Bo tam, gdzie jest za dużo osób, zdań i opinii, często pojawiają się konflikty. Z doświadczenia wiem, że zarządzanie w zespole to jest wielka sztuka. Pierwszą rzeczą, jaką ustaliłam z chłopakami, było to, że ja będę mieć decydujące zdanie. Inaczej można się na każdy temat poróżnić. Może jest to despotyczne zachowanie, ale powoduje, że współpraca jest od początku jasno określona, każdy wie, za co odpowiada, i można zacząć entuzjastycznie pracować. Mówisz często, że praca nad płytą to nie jest praca w korporacji i nie narzucasz sobie terminów. Ale chyba nie każesz na swój następny album czekać kolejnych siedem lat? „Choć trochę się odsunęłam od śledzenia muzyki na bieżąco, to nie zniknęłam totalnie, nie żyłam na bezludnej wyspie.” / fot. Zosia Zija & Jacek Pióro/ Sony Music Reni Jusis: Ten rytm pracy był dla nas tak satysfakcjonujący, że kiedy zdecydowałam o wydaniu płyty, to zobaczyłam przerażenie w oczach mojego producenta Stendka. (Śmiech) Bo ten czas się już nie powtórzy, był bardzo płodny, entuzjastyczny. I chcielibyśmy do tego wrócić – do codziennego spotykania się i kreowania nowych rzeczy. Teraz przed nami czas koncertowy, wakacyjny, jesienią mam nadzieję pojedziemy w trasę klubową. A później, mam taki plan, zaczniemy znów pracować. Mam kolejne tematy, co do których chciałabym się wypowiedzieć. W przypadku tej płyty było tak, że w poprzednie wakacje pisałam eseje, szkice, które miały pomóc mi później to wszystko rozwijać. I może cały ten cykl powtórzymy. Ale nie nastawiam się na konkretny termin. Po prostu będziemy dłubać, aż będziemy gotowi. Muzyka klubowa najlepiej czuje się oczywiście w klubach, chociaż teraz ponoć coraz mniej młodych ludzi do nich chodzi, bo według najnowszych statystyk woli się bawić na Instagramie. A z ciebie jest taki „klubowy zwierz”? Reni Jusis: Zawsze najlepiej słuchało mi się elektronicznej czy klubowej muzyki w klubie i na koncercie. Po pierwsze dlatego, że można słuchać jej głośno. W klubie natychmiast wpadasz w trans, to jest najlepsze miejsce. Wiadomo, że teraz, jak mam dzieci, nie włóczę się po klubach tyle, co przed ich narodzeniem. Ale nie wolno zapominać też o innej rzeczy, że ludzie oprócz klubów często spotykają się na domówkach. Tam też są osoby odpowiedzialne za muzykę, zresztą wszyscy przychodzą z telefonami wypchanymi nowymi dźwiękami, którymi się wzajemnie dzielą. To też jest bardzo ciekawe miejsce na wymianę inspiracji. Poza tym przed wyjściem do klubu można ciekawie spędzić czas na biforze. Do klubów idzie się po północy, a najlepiej o pierwszej czy drugiej, bo wtedy robi się tam tłoczno. A do tej północy trzeba coś robić. (Śmiech) Przejdź na następną stronę i dowiedz się, po jakich klubach włóczy się Reni Jusis, czy ubiera się etycznie i po co czyta etykietki „Myślę, że imprezowanie z biegiem czasu się przejada. Gdybym dziś prowadziła ten tryb życia co kiedyś, to byłabym już zombie, niedospanym osobnikiem.” / fot. Zosia Zija & Jacek Pióro/ Sony Music Jednak mimo wszystko domówka nie jest w stanie zastąpić imprezy w klubie, myślę, że także dlatego, że na domówce są znajomi albo znajomi znajomych. W klubie można bawić się i poczuć jedność z obcymi ludźmi. Nie znamy się, ale wszyscy tańczymy do tej samej muzyki, wszyscy przeżywamy ją tak samo. Didżeje mówią o „magicznych momentach”, kiedy w kulminacyjnych chwilach publiczność entuzjastycznie krzyczy. Reni Jusis: Ja takich momentów doświadczyłam przede wszystkim w klubach w Londynie, w Berlinie, gdzie widziałam jeszcze niepełnosprawnych ludzi tańczących na wózkach. Tam ta atmosfera mnie bardziej uwiodła niż w polskich klubach. To są też miejsca, do których idzie się z nastawieniem, by przeżywać tę muzykę. W Polsce takie momenty pamiętam głównie z wielkich koncertów. „Włóczenie się po klubach” stoi zazwyczaj w opozycji do stylu życia, który starasz się propagować – zdrowego, bardziej świadomego. Da się te dwie rzeczy pogodzić? Czy miałaś moment, w którym potrzebowałaś przestawienia się na inny tryb? Reni Jusis: Myślę, że imprezowanie z biegiem czasu się przejada. Gdybym dziś prowadziła ten tryb życia co kiedyś, to byłabym już zombie, niedospanym osobnikiem. Pojawia się poczucie, że życie jest gdzieś indziej. Natomiast dzieje się tak wiele rzeczy dookoła, koncertów, festiwali, że trzeba się nieźle logistycznie nagimnastykować, żeby to jeszcze pogodzić z życiem rodzinnym, zajmowaniem się dziećmi. Jednak cały czas podejmujemy te próby, bo to jest dla nas szalenie atrakcyjne. Jak czasem widzimy headlinerów na festiwalach, to od razu kombinujemy, jak tam pojechać. (Śmiech) Jest takie poczucie, że chciałoby się to w jakiś sposób połączyć i pogodzić, szczególnie teraz, w wakacje, kiedy można żyć od festiwalu do festiwalu. Ale to jest urocze, bo dzieciaki widzą, że to jest nasza pasja, że mamy więcej energii w sobie, jesteśmy spełnieni, szczęśliwi, mówimy o tym. Myślę, że jak trochę podrosną, to będą z nami jeździć na festiwale. Bo to jest coś, z czego my tak szybko nie wyrośniemy. Myślę, że jeszcze jakieś pięć lat temu wszelkie postulaty dotyczące proekologicznego stylu życia przyjmowane były, mówiąc delikatnie, z ambiwalencją. Z mojej perspektywy to podejście bardzo szybko się zmieniło in plus. A jak to wygląda z twojej? Reni Jusis: Społeczeństwo stało się bardziej świadome, wymagające. Mam wrażenie, że chce podnieść jakość swojego życia. Nie jest już zainteresowane tylko tym, co najtańsze, chwilowe. Ludzie zaczęli czytać etykiety, interesować się tym, za co płacą. Wymagają więcej od produktów. Dowodzą tego sukcesy wszystkich targów śniadaniowych i podobnych imprez czy miejsc, w których prezentują się manufaktury, produkty regionalne i gdzie można poznać osobiście ich twórców, uścisnąć im dłoń, porozmawiać, spojrzeć w oczy. To jest powód do tworzenia mniejszych społeczności, bliższych relacji. To stało się istotniejsze. Wiadomo, że to, co nowe, budzi początkowo strach, nerwowość. I tak było w tym przypadku. Ale ja widzę sens tej pracy, która była pracą u podstaw. To dzięki konsumentom i ich wymaganiom dziś w każdym sklepie znajdziesz jajka „zerówki”. Siedem lat temu nie były do dostania w centrum Warszawy. Teraz produkty z małych wytwórni są w ogromnych sieciach handlowych. Wiele osób wróciło do zakupów na targach, w małych sklepach. Ludzie zaczęli myśleć perspektywicznie. Na przykład kiedy budują dom, to wybierają rozwiązania, które są nie tylko ekonomiczne, ale też ekologiczne, co często idzie w parze. Ludzie chcą też dbać o zdrowie, a dziś trzeba w to włożyć więcej pracy. To znaczy? Reni Jusis: Wiele dzieciaków rodzi się z alergiami pokarmowymi, skórnymi, różnymi przewlekłymi chorobami. To nas wszystkich zmusza, żeby wziąć odpowiedzialność za losy młodych pokoleń. Mam wrażenie, że przez tych kilka lat zmienił się nasz stosunek do jedzenia. Wczoraj poznałam dziennikarza, który powiedział, że nigdy nie przypuszczałby, że będzie robił sobie koktajle z jarmużu. Mężczyźni wiedzą, co to jest jarmuż, i go lubią! To jest inspirujące i budujące. Wiedzą, bo i dostęp do informacji jest lepszy. Reni Jusis: Zgadza się. Wiele lat temu, kiedy zakładałam swojego bloga ekologicznego, trzeba było szperać po forach, odkrywać jakieś wątki, informacje były naprawdę rozsiane. Teraz jak grzyby po deszczu powstają blogi kulinarne i ich piękne książkowe wydania. Trzeba się mocno starać, żeby się temu oprzeć i o to nie otrzeć. Mam wrażenie, że ta świadomość ekologiczna to bilet w jedną stronę. Kiedy człowiek nauczy się czytać etykiety, zadawać pytania, dowie się, co jest w mocno przetwarzanej żywności, to już mu nie smakuje zupka w proszku, którą przecież wszyscy zajadaliśmy się jako studenci. I później podejmujemy kolejne wybory, dosyć intuicyjnie, ale z poczuciem ochrony siebie, naszej rodziny. „Pamiętam wywiad z Vanessą Paradis we Francji, w jakimś popularnym wieczornym talk-show. Dziennikarz zapytał ją, czy nie żałuje, że odkąd zdecydowała się na macierzyństwo, ominęło ją parę ról. I ona wtedy wyszła ze studia.” / fot. Zosia Zija & Jacek Pióro/ Sony Music W pewnym sensie można powiedzieć: doczekaliśmy się. Dekadę temu prawie niemożliwe było zjedzenie czegoś wegetariańskiego na festiwalu, ja sama musiałam prosić o hot dogi bez parówek. Dziś festiwale są usiane nawet wegańskimi food truckami. Skończyło się śmiecenie plastikowymi kubeczkami, bo każdy ma swój jeden na całą imprezę. Tam też buduje się ta świadomość, i chyba najbardziej dynamicznie. Reni Jusis: Zauważyłam, że wiele dużych firm za punkt honoru stawia sobie takie praktyki. Widzę, jak sporo ludzi zaczyna oszczędzać energię, witryny sklepowe są przygaszane na noc. W dużych korporacjach przy czajnikach są napisy: jeśli gotujesz wodę, to ugotuj jej tylko tyle, ile naprawdę potrzebujesz. To są drobne gesty, które stają się rutyną i są mile widziane. Dużo jest takich pomysłów. Wykorzystywanie materiału z recyklingu do produkcji ubrań, termin mody etycznej staje się bardziej popularny. A takie miejsca jak festiwale są idealne do wprowadzania tego typu „eksperymentów”, bo tam spotykają się ludzie nastawieni pozytywnie i można to świetnie wykorzystać. Do tego dochodzą wymiany ubrań, sprzętu… Reni Jusis: Dziś nawet widziałam plakat informujący o wymianie ubrań i płyt winylowych na głównej ulicy, która będzie na ten czas zamknięta. Takie inicjatywy zawsze mnie bardzo krzepią i podziwiam wszystkie osoby, które to inicjują. Bo wierzę, że takie rzeczy robi się z potrzeby misji i serca. Rozmawiała: Kaśka Pauluch
ONS Dziewczynka czy chłopiec? Reni Jusis po raz drugi została mamą! Piosenkarka urodziła wymarzoną córeczkę w niedzielę w nocy o czym dowiadujemy się na Facebooku. Eko mama pochwaliła się radosną nowiną zdradzając przy okazji jak wyglądał poród. - Kochani, córeczka Reni i Tomka jest już na świecie! Przywitała rodziców w niedzielę przed północą urodziła się w naturalny, łagodny sposób w wodzie, pozwalając mamie na głęboką relaksację. Waży 3700 g, mierzy 56 cm i najlepiej czuje się przytulona skóra do skóry :) Pozdrawiamy wszystkich! - czytamy na profilu "Eko Mamy". Reni Jusis i Tomek Makowiecki są już rodzicami synka Teofila, który całkowicie odmienił artystkę. To właśnie dzięki niemu gwiazda pokochała eko rodzicielstwo, które wciąż promuje. Redakcja gratuluje! kb ONS Córeczka Reni Jusis dostała eko-imię Coraz dziwniejsze pomysły gwiazdy Prawie miesiąc temu Reni Jusis po raz drugi została mamą. Radosna nowina dotycząca porodu pojawiła się na Facebooku, dzięki czemu dowiedzieliśmy się jak się czuje młoda mama i jej córeczka. "... urodziła się w naturalny, łagodny sposób w wodzie, pozwalając mamie na głęboką relaksację " czytamy na profilu "Eko Mamy". Okazuje się, że Reni Jusis razem ze swoim partnerem wybrała już imię dla swojej pociechy. Jak donosi "Na Żywo" dziewczynka będzie nosić imię Gaja . Taki wybór wcale nas nie dziwi. Reni - już od wielu lat promuje ekologiczny styl życia a według mitologii Gaja to Matka Ziemia. kb ONS Co jadają dzieci eko-mamy Reni Jusis? O fast-foodach nie ma nawet mowy Reni Jusis już od kilku lat jest jedną z promotorek zdrowego odżywiania i ekologicznego stylu życia. Piosenkarka stała się najpopularniejszą eko-mamą w Polsce. Po tym jak gwiazda urodziła pierwsze dziecko, jej podejście do życia całkowicie ją zmieniło. Zobacz: Dziecko Jusis dostało eko-imię . Reni Jusis w rozmowie z "Przyjaciółką" zdradziła, czemu pokochała wszystko co "eko" oraz co teraz możemy znaleźć w jej menu: - Zaczęłam kupować żywność organiczną . Pestycydy i środki ochrony roślin są bardzo toksyczne i warto chronić płód i dziecko przed tymi substancjami . Mam to szczęście, że na moim osiedlu jest spory sklep ekologiczny, który nie ma tak zaporowych cen, jak sklepy w galeriach handlowych. Natomiast z biegiem czasu zdałam sobie sprawę, że problem wysokich cen żywności ekologicznej można rozwiązać na kilka sposobów. Jusis tłumaczy jak dociera do produktów ekologicznych: - Zaczęłam od telefonów do rodziny, pytając, kto jeszcze sad i może mi odłożyć skrzynkę jabłek (oczywiście niepryskanych) dla moich dzieci lub u kogo kury biegają po podwórku. W ten sposób można zdobyć ekologiczne jajka czy masło ze sprawdzonego źródła po niższej cenie. Piosenkarka przyznaje, że dzięki ekologii chce uchronić swoje dzieci przed alergiami. Reni Jusis zdaje sobie również sprawę z tego, że w przyszłości jej syn może zacząć niezdrowo się odżywiać, jednak dopóki ma wpływ na to, co pojawia się na stole, jej pociechy mogą zapomnieć o hamburgerach i innych fast-foodach. kb ONS Reni Jusis pochwaliła się nową fryzurą (FOTO) Lepiej prezentuje się w krótkich czy w długich włosach? W miniony weekend Reni Jusis po raz pierwszy od narodzin córeczki (czytaj: Reni Jusis urodziła kolejne dziecko ), pojawiła się na oficjalnej imprezie zorganizowanej przez WWF "Godzina dla Ziemi". Gwiazda, która słynie z miłości do ekologicznego stylu życia z pewnością nie mogła odmówić sobie wzięcia udziału w koncercie. Eko-mama wywołała ogromne zaskoczenie wśród tłumu fotoreporterów, przed którymi artystka pochwaliła się zupełnie nową fryzurą. Reni Jusis ścięła swoje długie włosy i zdecydowała się na krótką fryzurę z grzywką. My woleliśmy piosenkarkę w nieco dłuższych włosach, w których wyglądała znacznie młodziej. Zgadzacie się z nami? '); //--> kb Małgorzata Rozenek-Majdan Ślub od pierwszego wejrzenia Trendy w koloryzacji włosów na wiosnę i lato 2022. Te odcienie robią mocne wrażenie Dopamine dressing to najgorętszy trend sezonu. Obłędną koszulę w stylu Małgorzaty Rozenek-Majdan kupisz w Sinsay za 39,99 Klaudia Halejcio w najmodniejszych spodniach tego lata. Podobne kupisz w Sinsay za 35 zł Urszula Jagłowska-Jędrejek Anna Lewandowska w modnym swetrze ponad tysiąc złotych. W Sinsay kupisz podobny za 50 złotych! Aleksandra Skwarczyńska-Bergiel Najmodniejsze buty na wiosenno-letni sezon. Te modele ma w szafie każda it-girl
reni jusis i jej partner